Frytki. Błogosławieństwo i przekleństwo.
Robienie frytek jest w naszej rodzinie tak głęboko zakorzenione,
że aż trudno mi uwierzyć, że nasze żołądki jeszcze funkcjonują prawidłowo.
Pamiętam, że o tej porze roku ludzie "bili" świnie na zimę. Sąsiedzi zawsze przynosili, to kaszankę, to pasztetówkę, trochę kiełbasy
albo solidny kawał słoniny.
Tak to już było, tradycyjnie roznosiło się sąsiadom własne wyroby.
Ot , żeby się darzyło. Takim oto sposobem w moim rodzinnym domu zawsze słoninka była "na podorędziu". Przetapiałyśmy ją z mamą na skwareczki, na smalczyk z cebulką.. ale najwięcej było czystego smalcu, na którym to właśnie smażyliśmy
F R Y T K I.
Tak. Jeden z wielu smaków dzieciństwa. Frytki na smalcu. Wtedy nikt się nie przejmował, że za tłuste, że nie zdrowe, kaloryczne i podnosi zły cholesterol.
Na smalcu smażyło się kotlety, pączki, oponki... wszyscy byli szczęśliwi i nikt nie walczył z nadwagą.
Smaków z dzieciństwa nie da się jednak odtworzyć, ale nikt tu przecież nie mówi o odtwarzaniu.
Robienie! nie samo jedzenie! a właśnie robienie frytek, to cała magia i rytuał..
Pamiętam jak z bratem skradaliśmy się o 2.oo w nocy i skrobaliśmy ziemniaki na fryty. Ooo tak. U nas w domu nie obierało się ziemniaków, u nas się je skrobało. Skrobanie i obieranie z nazwy wskazują na dwie odrębne czynności, jednak w naszym rodzinnym domu, oba te określenia oznaczały to samo.
Każda nastoletnia posiadówa tak czy siak kończyła się frytkami.
Wyszłam za mąż , jak sie okazało za nałogowego frytkozjadacza.
I tak "obieranie" ziemniaków wyparło na dobre "skrobanie", ale misterium frytek pozostało. Prawo do frytek zatem, wpisane jest w mój żywot jak prawo do szczęścia w Konstytucję USA.
Akcja "frytki" jest zazwyczaj niezaplanowana i spontaniczna i jakoś tak to zawsze wychodzi, że o późnych godzinach nocnych.
Ktoś rzuca hasło i zaczyna się organizacja: Ok, to Ty obierasz ziemniaki! dobra , ale Ty kroisz. A później dogadywanie: Nie takie grube! pokrój trochę w plasterki. Ja tam wolę cieniutkie, sa bardziej chrupiące!
Ile osób by nie było, każdy jest zaangażowany. Eksperymentom nie ma końca! Raz mój brat zamiast wsypać cukier do wody z pokrojonymi ziemniakami--> posłodził olej! Nie powiem, słodkie frytki też były ciekawe. Zresztą jakie by one nie były, zawsze błyskawicznie znikają z talerza. Wyczekiwanie na kolejne porcje, a potem rzucanie się na nie? Bezcenne.
Tony oskrobanych, tudzież obranych ziemniaków, hektolitry oleju, garnki, gąsiorki, frytkownice, godziny stracone(?) na sterczeniu przy ziemniakach!
Zawsze byłam przy tym J A i moja ukochana OBIERACZKA W KSZTAŁCIE MARCHEWKI! Ach, jak wszyscy mi jej zazdrościli. Była ze mną zawsze, w każdej podróży, w każdej delegacji, w przeprowadzkach z miejsca na miejsce. Zawsze. Wierna. Niezastąpiona. Pozwalała na taki przerób, że niejedna restauracja "siadała" razem z tymi swoimi elektrycznymi cudami.
Wczoraj po 4 odcinkach " Seksu w wielkim mieście" padło hasło: robimy fryty?
Chwila ciszy, zryw i już miałam w rękach marchewkopodobną obieraczkę.
Szczęście jednak nie trwało zbyt długo :(
Po 3 obranych ziemniakach moja
s t a r u s z e n c j a z a k o ń c z y ł a s w ó j ż y w o t.
Tyle wspomnień.. Tyle emocji.. Spocznie teraz na dnie pudełka, bo napewno jej nie wyrzucę!
A ziemniaki na frytki? Cóż? Będzie obierał ktoś inny :))
Droga Joasiu
OdpowiedzUsuńPrzepięknie piszesz Twój styl jest nie do podrobienia , pomyśl w przyszłości o pisaniu powieści czy czegokolwiek . Masz ogromny talent !!!!!! Twoje cudne opowiadania czyta się jak dobrą książkę . Brawo Asiunia , ślicznym stylem piszesz , tak ciekawie i barwnie , pięknie dobierasz słowa , rewelacja , swoje talenty trzeba wykorzystywać a Ty jesteś wszechstronnie utalentowana , oby Ci się udało :)Pozdrawiam serdecznie :):):)No i oczywizda szkoda tego Twojego "narzędzia" do frytek :( inny go musi zastąpić. Całuski