środa, 30 listopada 2011

Rychło wczas

Wszyscy mają pierniki Świąteczne, a ja mam Noworoczny :)
Tak jakos schodziło, schodziło, aż zeszło..
Zaszalałam i przygotowałam ciasto na Piernik Staropolski: surowe ciasto leżakuje w chłodnym, suchym miejscu, opatulone w len, aż 3 tygodnie, później piekarnik, wystudzenie i znowu lniane wdzianko i kolejne leżakowanie 10 dni...
Piernik zrobiłam dzisiaj, tak więc jak widać.. na Boże Narodzenie będę musiała zadowolić się innym piernikiem i tu, ot całe szczęście, nie będzie to "stary piernik"..





Powiem szczerze, iż jest to pierwszy piernik w moim życiu, w domu owszem były makowce, orzechowce, miodowce i inne "wce" i "nie wce", ale piernika nie było i prawdę mówiąc wcale mi go nie brakowało, ale owładnięta szałem norweskich pepperkakerów, które są tutaj dosłownie wszędzie postanowiłam sprobować.

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie , co to będzie, co to będzie.. dowiem się w przyszłym roku :)

Patrzę na kalendarz (co by sobie "we" kajecie, kiedy to ten pierrrnik nastawiłam, zapisać) 
i widzę. Co? 30 listopad! Tożto dziś Andrzejki!!! Dawać jabłko, dawać buty, dawać klucz i dawać wosk!!! Będziemy wróżyć. Andrzejki bez wróżb, to jak "jabłko z cynamonem" bez cynamonu.
Być nie może. Pamiętam jak z siostrą układałyśmy na przemian nasze lewe buty od pieca, do drzwi, żeby sprawdzić, która pierwsza "wyjdzie z domu" (czyli wyjdzie za mąż) i jak zawsze oszukiwałyśmy "byle tylko nie mój but wyszedł pierwszy, byle tylko nie mój".
Od rana smulałam się po domu obierając starannie jabłka, żeby nie przerwać skórki,
bo ta zaś rzucona za siebie, koniecznie przez lewe ramię, układała się w literkę oznaczającą pierwszą literę imienia przyszłego męża, tak więc od rana do nocy domowicy byli obrzucani
lecącymi zza lewego ramienia skórkami z jabłek, co jednych bawiło, innych wkurzało.

Najciekawiej było po zachodzie słońca, kiedy to na blasze starego pieca w małym, emaliowanym garnuszku topił sie wosk! Woda w misce musiała być zimna, a klucz koniecznie musiał mieć duuuużą dziurkę! Każdy lał wosk po kolei, sporów było co nie miara, każdy ekscytowal się tym
co przedstawiał cień na ścianie, rzucany przez twór z wosku jeszcze ociekający wodą:

-bUUUUt!!!!!! Tyyy! patrz , patrz , patrz! Dostaniesz kopa w zad! hhhahha,
-taa, to są Włochy!!będę podóżować!
-chyba palcem po mapie... heheh

-eee patrz to jest chyba głowa,.. jakaś... z wiankiem...
-Cezar!!!!z laurem na głowie! będziesz wielka!
-Cezar, chyba taa, Ave Cezar! to jest Panna Młoda, za mąż wyjdziesz..
-chyba do dupy.. dawaj ja se wróże jeszcze raz <foch>

Dyskusje na temat co komu "wyszło" trwać mogły godzinami,
czasami przeciągały się do "Barbórki".
Ech zabawy było co nie miara, tańce wygibańce przy wtórach nieśmiertelnego
"Nic nie robić, nie mieć zmartwień.." pyszne ciasto, wspaniała rodzinna atmosfera..

Dziś nie leję wosku, moja siostra i bracia też nie, mama nawet zapomniała, że dziś Andrzejki,
ale mamy usprawiedliwienie: po prostu w kupie raźniej, a osobno to juz nie to samo.

2 komentarze:

  1. No i kolejna porcja przecudnej opowieści andrzejkowej , wspominek tak prawdziwych i zawsze aktualnych no i wspaniały piernik ten niepowtarzalny , smakowity. Brawo Asieńka jesteś jedyna !!!! Pozdrawiam serdeczniusio :)Juz czuję ten zapach pierniczka , wypada więc powiedzieć SMACZNEGO:)Całuski :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I tu nasuwają sie słowa piosenki..* To były piekne dni... ale cóz ze wszystkim trzeba sie pogodzic...po prostu..jakby to Kargul powiedział Nadejszło Nowe...melancholia,nostalgia-ze dzieci tak szybko urosły...na swiat przyszły Cudne wnuki...no cóz trzeba sie wziąc w kupe,bo przed Świętami roboty kupe...niema sie co smucic,bo i tak do rzecvzywistosci trzeba wrócic...ale miło wspominac...!

    OdpowiedzUsuń